niedziela, 27 lutego 2011

Myśląc szkoła mam przed oczami tyranię niesprawiedliwego reżimu wzbudzającego strach u swych podwładnych
Myśląc dom widzę ściany, meble, telewizor. W domu tym nie odczuwam już potrzeby miłości.
Widząc mych rówieśników dostrzegam ich niezrozumienie wobec świata, chcących się naćpać.
Myśląc o przyjaciołach staram się nie pamiętać krzywd wyrządzonych prze zemnie.
Budząc się każdego dnia rano, mam przed oczami monotonię doprowadzającą do brania tabletek uspokajających.
Będąc w pracy odczuwam zmęczenie oraz frustrację ze zmarnowania mojej ciężkiej pracy dla kilku groszy.
Widząc zamknięte w czterech ścianach społeczeństwo, zastanawiam się nad przyszłością moich dzieci w tym kraju.
Widząc kościół, dostrzegam ciemną masę pragnącą zbawienia chodząc co niedzielę do kaplicy, ludzi nie mających współczucia.
Myśląc Polska widzę zakłamanych przywódców żyjących w dobrobycie. żebraków śpiących na peronach, zwykłych przechodniów nie zwracających uwagi na świat.
Lecz czym byłbym bez nich?

niedziela, 20 lutego 2011

Szklanka gałki muszkatołowej i spać

Jak co dzień po szkole jechałem moim czarnym maluchem z rocznika gdy nie było mnie jeszcze na świecie.
-Nie jedziesz za szybko? - spytała mama widząc mnie znowu jak gram w GTA San Andreas.
-Myślę że mogę zwolnić, ale wtedy nigdzie nie dojadę - bardzo mnie rozzłościło to pytanie.
Lekko zdenerwowany podjechałem na parking pod blokiem w którym mieszkam, gdzie nie został jeszcze zbudowany dawno stojący nowy blok.
Idę przez drogę, która troszkę się skurczyła, robiąc się miejscem przejazdowym tylko dla samochodów.
Widzę wyjeżdżający z klatki schodowej potężny jak krokodyl autobus kierujący się na dróżkę, a z dróżki w powietrze.
Idę po Bacę, może on mi powie o co tu tak na prawdę chodzi, czy to tylko ze mną jest coś nie tak.
Przechodząc obok miejsca gdzie jest ulica mocny wiatr zatrzymał mój chód. Nie mogąc dalej iść uniosłem się w powietrze, przerażony zacząłem drzeć "pomocy!".
Gdy na denną były druty elektroniczne chwyciłem się drewnianego słupa, powodując, iż huragan zostawił mnie w spokoju.
Pan policjant widząc zaistniałą sytuację spojrzał na mnie z niesmakiem i otworzył drzwi wychodzącej moherowej babci.
    Gdy już wchodziłem po schodach zmierzając do Bacy domu, schody nie miały końca. Biegłem starając się zmniejszyć ich nieskończoność, gdy w ten czas zobaczyłem, że Baca spada ze schodów wprost na mnie a ja nie mogę go złapać bo za każdym razem jak to robiłem wyślizgiwał mi się z rąk. Łapałem go jakieś 4/5 razy w ciągu tego samego upadku.
Wszedłem na górę, gdzie było postawione pościelone łóżko a na nim Bożenka i Maciek z "Klanu". Śpiący maciek leżał spokojnie, gdy Bożenka sięgała coraz niżej po jego członka. Chwyciła! Wyślizgnął się jej z rąk w postaci zawiniętej parówki "Berlinki", po czym spada na podłogę. Ten ceremonialny rytuał trwał po ktoś kilka razy z rzędu, aż gdy Bożenka przestała się bać spadającej parówki Maćka na podłogę i zwyczajnie nie robiło to na niej wrażenia. Maciek za każdym razem gdy parówka spadała na ziemię budził się i krzyczał "Co się stało?"...
W kolejnym pokoju tajemnic wielkiego zamku jak w Harrym Potterze stała czarnoskóra, mocno umięśniona kobieta z dwoma członkami, z których wystawały długie na kilka centymetrów druty kolczaste.
Kobieta chwyciła białego mężczyznę za barki i zaczęła brutalnie uprawiać z nim nie przyjemny dla obu stron stosunek. Mężczyzna prosił by oszczędziła mu męki nie mówiąc o zdechłych kurczakach....

sobota, 5 lutego 2011

LEGALNI MORDERCY

Po utracie jednego sklepu rozumieliśmy, że poczucie bliskości ze światem wtajemniczonym przez naszych starszych kolegów oddaliła się bezpowrotnie.

Wchodząc do niego nikt nie pytał się o dowód czy też inny dokument tożsamościowy potwierdzając przy tym pełnoletność.
Pierwszy raz gdy mi sprzedano, miałem zaledwie czternaście lat. Nikogo nie interesowała zawartość znajdująca się w środku, lecz efekt uzyskany po spaleniu. Znałem już wcześniej efekty marihuany, ale to było coś nowego. 
Nabiłem bajtową ilość w lufkę. Pamiętam tylko niezrozumiałość nowego stanu.
Jak zawsze bywało ze sklepami tego typu, dziennie przychodziła dość spora grupa młodych ludzi.
Nie miałem zamiaru przerzucać się na nic innego niż palenie, bo miałem, pewność że się nie przekręcę.
Sklep w końcu zamknęli… Fakt ten nie zrobił na mnie większego wrażenia, bo i tak prędzej czy później widziałem, że tak się stanie. Tym bardziej, iż nie bywałem tak często, zatem nie czułem żalu do ogłupiającej chemii. Nie minęło sporo czasu nim cała sprawa ucichła, a kumple zapomnieli o tym miejscu. Otaczała nas szara, brudna rzeczywistość, a dołująca sytuacja była tylko ciszą przed burzą…
Minęły dwa lata.
Na miejscu starego sklepu z odzieżą powstał kolejny sklepik. Wszyscy byli ciekawi. Na samo wejście dopadła nas sprzedawczyni z przyjacielsko-szyderczym uśmiechem oferując towar. Zaznaczyła także, że nie ma brania na zeszyt. Ceny uznaliśmy za atrakcyjne.
Pewnego razu w czasie przerwy poszliśmy po jednego worka na spróbowanie. „Czeszący grzebień” był dość nieprzyjemny w smaku. Nogi zaczęły się wbijać w chodnik. Czułem nieodpartą chęć pójścia na lekcję posłuchać co mają do powiedzenia na fizyce. Z trudem powstrzymując ataki śmiechu weszliśmy do sali na lekcje.
Dziwna rzecz… nauczyciel z całej piątki palaczy spytał właśnie mnie o to gdzie tak długo byliśmy, spóźniając się niecałe dziesięć minut.
-Po colę – odpowiedziałem rzucając wzrokiem to tu, to tam.
-Gdzie ją macie? – pytał z ciekawością nauczyciel
-Wypiliśmy przed biedronką – i to była najgłupsza rzecz jaka mogła mi przyjść do głowy.
Biedronka znajdowała się jakieś dwa kilometry od szkoły, więc jasnym było, że w zaledwie dwadzieścia minut nie zdążylibyśmy się wyrobić.
-Szybcy jesteście – odpowiedział zażenowany moją odpowiedzią, zagłębiając mnie coraz bardziej w zakłopotanie.
Jak na te czasy nie byliśmy dobrymi aktorami w tych sprawach, ale doświadczenie rosło.
-Biegliśmy! Gdy nie mamy zajęć WF jesteśmy smutni – z rozpaczą czekałem na odpowiedź – każdą chwilę poświęcamy bieganiu – tłumacząc się na wszelki możliwy sposób.
Bez słowa wskazał nam miejsca spoczynku tzn. krzesła.

Prawie cały czas paliliśmy z lufki, więc efekt powoli robił się nudny. Jedna lufka na trzech to był pikuś. Od teraz każdy palił całą sam. Nie minęło dużo czasu nim utworzyli drugi ze sklepów, później trzeci…
Jak na tak małe miasto trzy sklepy to był (z niewiadomych do tej pory przyczyn) powód do dumy. Znajomy z klasy zaproponował by palić przez tzw. „ważenie butli”.

Po pierwszym ważeniu było jasne, że mój organizm nie jest jeszcze przyzwyczajony na tak mocną dawkę. Akcja jak zwykle odbywała się w lesie. Kupiliśmy najmocniejszy sprzęt jaki był do palenia. Nie minęła minuta nim przed oczami stwarzały się ruchome sześciany o czarno-różowym kolorze. Nogi w kolanach ugięły się i wylądowały na rosnącym poniżej mchu. Głowa uderzyła (na całe szczęście) na stojące tuż za mną drzewo, o które stałem oparty ponad godzinę. Popijając Kubusia szedłem przed siebie. Kumple za mną próbowali mnie gonić. Zacząłem biec, aż w pewnym momencie moje ciało odmówiło posłuszeństwa i wylądowałem plecami w krzaki. Padłem jak kłoda na plecy. Kumpel podszedł do mnie, podniósł mnie za rękę i powiedział:
-Następnym razem będzie lepiej. Debiuty takie są.

Innym razem skosztowałem butli z „kondzia” z drugiego sklepu. Potężniejsza miazga niż wcześniej. Minęło może pięć minut nim wylądowałem w wodzie – przy brzegu jeziora.
Znajdował się tam pomost rybacki, na którym z łatwością można było napełniać wodę do butli. Upadłem głową na ziemię jakieś dziesięć centymetrów od deski z wystającym, długim, na długość palca wskazującego gwoździem. Znajomy nie wytrzymał presji i uciekł z „miejsca zdarzenia”.
-Chcesz byśmy mieli prokuratora na karku? – wydarł się na mnie jeden.
Pół głowy miałem zanurzonej w wodzie. Wstając usiadłem na ziemię opierając się o drzewo. Nogi mi się trzęsły z przerażenia, choć tak naprawdę nie byłem do końca świadomy co tak naprawdę mogło się stać.

Chciałbym także opowiedzieć trzecią sytuację, która o mały włos by mnie nie pozbawiła życia, lecz nie pamiętam tego zdarzenia.

Nie przeraża mnie fakt, że tylu młodych ludzi bez odrobiny wiedzy pozbawiają się jej jeszcze w gorszy sposób, sięgając po tzw. lekkie narkotyki.
Nie mogę tylko kurwa pojąć co za ludzie puścili tę machinę śmierci na polski rynek.
Ponoć przypał łapią tylko kretyni i debile bez wyobraźni, nie ogarniając stanu. Może i jest tym jakiś mały procent prawdy, ale ani ja ani nikt z moich kumpli mających do czynienia z podobnymi sytuacjami nie jesteśmy debilami. To, że ktoś ma mocną głowę nie oznacza wcale, że jest mądry – może nie ma poczucia konsekwencji…
Te pół roku palenia był zbiorem stanów, na których zastanawiałem się cały czas i do tej pory mają wpływ. Mimo iż minęło kilka miesięcy od zamknięcia ich wszystkich przez ilość zgonów. Szukanie wad w tym systemie nie ma już sensu, tak samo jak użalanie się nad sobą.

Lecz chyba nie ma tego złego, co by w rezultacie (oraz z odrobiną zdrowego rozsądku) nie wyszło na dobre.
Odnalazłem spokój w religii.
Szukając szczęścia w chemii, która niszczy Ci organizm z pewnością nie znajdziesz.
Ilość straconych pieniędzy jest niczym w porównaniu z uczuciami, których już nie da się odzyskać.

Ku pamięci wszystkich ofiar dopalaczy… [*]

wtorek, 1 lutego 2011

MOTYLKU BŁĘKITNY

Wychodząc z zadymionego smrodem papierosowego dymu klubu zmierzaliśmy powoli ku dworcowi.
-Czas ruszać w drogę towarzyszu! – powiedziałem
-Mamy tak dużo czasu, że nie mam pojęcia co będziemy robić – odpowiedział zmęczonym głosem Burek.
Słusznie. Do przebycia mieliśmy zaledwie kilka kilometrów, lecz musieliśmy czekać całą noc na pociąg powrotny do Poznania.
Idąc powolnym krokiem szukaliśmy na ulicy nadjeżdżający patrol policji, który z przyjemnością i poczuciem obowiązku wstawiłby nam mandat za palenie. Czy to tylko mnie ta ustawa wydaje się mieć słuszną koncepcję niepalenia w miejscach publicznych, lecz niestety… nasz znakomity wymiar sprawiedliwości musiał ją znowu okaleczyć wstawiając ludziom absurdalne mandaty za palenie w miejscach gdzie jest idiotycznym dostać mandat. Takim miejscem może być Np. bar, restauracja czy chociażby apteka, ale już dziś możesz otrzymać mandat za papierosa w dłoni na pustym mieście.
Dość długo rozmawialiśmy o ustawach, które są dla nas absurdalne, aż w końcu byliśmy przed dworcem kolejowym.
Nie otwierając drzwi wejściowych już czułem obrzydliwy fetor unoszący się w świeżym zimowym powietrzu. Nie będąc świadomym co mnie czeka w środku weszliśmy do środka.
Podejrzana atmosfera siedzących na ławkach ludzi budziło w nas coś w rodzaju „w nic się nie wdawaj”. Musiało minąć kilka chwil nim poznałem, że Ci wszyscy ludzi to okoliczni menele, którzy nie mają się gdzie podziać.
Burek spokojnie usiadł na ławkę i wyciągnął z plecaka jakąś książkę. Ja siedziałem w spokoju mając nadzieję, że żaden z nich przez całą noc nie będzie się do nas odzywał. Długo nie musiałem czekać nim moje nerwy zostały sprowadzone na niższy pułap samo-kontrolny.
-Marcin! Marcin! Marcin… - jakiś kobiecy głos za mną.
Nie miałem odwagi się odwrócić bo wiedziałem, że to i tak nie do mnie skierowane.
-Zajebali Ci telefon! Marcin! Obudź się! Telefon Ci te skurwiele zajebali.
Pomyślałem, że zapamiętam tą noc jak mało którą w moim marnym życiu. Strach przed snem budził coraz to większy niepokój do czego oni są zdolni. Mając przy sobie cały dobytek nie miałem zamiaru nawet na chwilę zmrużyć oka a tym buszu.
-Oddaj mu skurwielu telefon! – krzyczała histerycznie kobieta.
-Jaki telefon? – odpowiedział nadzwyczaj spokojnie mężczyzna
Miał na sobie czapkę zimową starszych panów, starą jeans’ową kurtkę, która z każdej strony wyglądała jak pocerowane skarpety, nie jestem do końca przekonany czy to co miał na dupie to były spodnie… Buty zimowe skórzane zimowe, rękawiczki bez palców. Miał brodę dłuższą niż rabini, mimo to wyglądał bardzo charyzmatycznie. 
Burek siedząc obok mnie czytał jakąś książkę. Chcąc zajrzeć i zając myśli spojrzałem co czyta, lecz nie byłem w stanie zrozumieć choć zdania, które przeczytałem. To na nic! Totalnie rozmontowany siedziałem na ławce kurczowo trzymając się sprzętu elektronicznego.
- Choć na fajkę – oznajmiłem podejmując pierwsze kroki ku wyjściu z pomieszczenia.
- Właśnie chciałem Ci to powiedzieć – odpowiedział równie zdenerwowany Burek
Odpaliłem swojego papierosa podając mu zapałki. Zimna, ciemna noc nie pozwalała zapomnieć o marznącym ciele.
- Ładnie się zaczęło – powiedział
-Oby sobie poszli – rozmarzyłem się
Biorąc duże machy z końcówki peta weszliśmy do środka. Okazało się, że ławka, na której siedzieliśmy była już zajęta przed jednego z mieszkańców. Nie mieliśmy na czym siedzieć więc szukałem miejsca gdzie mógłbym wygodnie spocząć i żeby przy okazji nie było zimno. W sali, w której się znajdowaliśmy były dwa korytarze długie na ok. dziesięć metrów gdzie znajdowały się sklepy z pamiątkami, jedzeniem oraz kioski. Przy wejściu do jednego z tuneli był kaloryfer, więc podszedłem mając nadzieję że jest ciepły. Usiadłem się na podłodze, podkładając szalik pod tyłek a plecami opierając ciepłego kaloryfera. Wzrok mój przykuł stojący mężczyzna w tunelu. Po dłuższej chwili zauważyłem także klęczącą przy nim kobietę. Więcej mi nie potrzeba było powodów by jak najszybciej, lecz spokojnie udać się gdzieś indziej. Gdy wszyscy zamierzali udać się spać na swoje ławki my siedzieliśmy na podłodze rysując kartki reklamujące jakąś sieć telefoniczną. Przypominało to starą zabawę z malowaniem twarzy kobiety zamieszczonej na pierwszej stronie programu telewizyjnego.
Nigdzie się nie ruszałem bez mego plecaka. Burek myślał że mam zamiar gdzieś wyjść i nigdy nie wrócić, ale niby gdzie miałbym iść? Postanowiliśmy że plecaki będą leżały w widocznym miejscu, kiedy będziemy chcieli chodzić po pomieszczeniu bez celu.
-Otwieramy piwo? – dyskretnie i cicho spytał
-Chcesz by nas żywcem zjedli? – wybiłem mu tą myśl
Po chwili gdy to powiedział jeden z nich podszedł do drugiego z butelką taniego jabola podając mu. Ten chwycił butelkę i pociągnął soczystego łyka, po czym wstał. Wyciągnął z kieszeni brudną golarkę, podszedł do lustra i zaczął się golić bez kropelki wody. Starannie depilował swój zarost.
Powolnymi krokami zbliżała się godzina, w której opuścimy to paskudne miejsce.
Gdy tak siedzieliśmy na podłodze zastanawiał mnie fakt jakie sytuacje skłoniły ich do przyjścia tutaj nocować. Brak większych perspektyw niż zamiatanie takich miejsc jak to miejsce przychodziły mi tylko do głowy. Życiowi nieudacznicy, ofiary nowego ustroju skazane na nierząd w tym chorym na punkcie porządku kraju eliminuje takich jak oni. Nie znający ograniczeń, zdolni do każdego wyrzeczenia byle by zjeść coś co my (ludzie uprzywilejowanych mieszkań) mamy na co dzień dostęp. Gdy jesteśmy nasyceni wyrzucamy odpady, których oni tak rozpaczliwie szukają w zakamarkach każdego napotkanego śmietnika.
Otworzyły się drzwi i kolejna postać weszła do sali. Opierając się laską usiadł na ławce, gdzie było jeszcze troszkę miejsca. Pochylając głowę coraz niżej zaczął mamrotać do ukochanej:
-Jutro Bierzemy ślub! Tyle mi zrobiłaś bałaganu w tym moim zasranym życiu, ale ja Ci wszystko wybaczam.
Nie musiałem się długo zastanawiać że chodziło mu o wódkę…